- Kocham cię - szepnął mi między pocałunkami Thomas. Zawsze się w nim kochałam. Marzyłam o takiej chwili.
- Ja ciebie też - odparłam. Jego usta muskały delikatnie moją szyję. Byłam w siódmym niebie.
Usłyszałam dźwięk, znienawidzonego przez wszystkich, budzika. Kurde. Sen. To znowu sen. Spojrzałam na zegarek. Była szósta trzydzieści. Czas stawać ... Ogarnęłam lenistwo i niewyspanie. W końcu wstałam. Wzięłam ciemne jeansy, czarną koszulkę z logiem zespołu rockowego oraz bieliznę. Skierowałam się do łazienki. Pół godziny później byłam już ubrana i miałam na sobie lekki makijaż. Wzięłam szczotkę próbując ogarnąć moje rude włosy. Są one proste, ale puszyste. Trudno było nad nimi zapanować. Kiedy uznałam, że wyglądam dobrze zeszłam na dół. Z kuchni było czuć zapach smażonych naleśników.
- Cześć. - odparłam wchodząc do kuchni. Mama robiła śniadanie, a tato siedział z gazetą przy stole.
- Hej - powiedziała moja rodzicielka z uśmiechem. Usiadłam przy stole.
- Nie przywitasz się? - spytałam z ironią. Podniósł głowę z nad gazety.
- Nie możesz chociaż raz ubrać się normalnie? Masz ładne kolorowe spódniczki, sukienki ... a ty na czarno chodzisz ubrana.
- Lubie ten kolor. Przeszkadza ci to? - powiedziałam sarkastycznie.
- Przestaniesz pyskować! - krzyknął do mnie.
- Nic przecież nie robie. - ojciec miał wściekły wyraz twarzy.
- Przestańcie. - poprosiła mama. Zamilkliśmy.
- O której dzisiaj wracasz? - spytał tato. - Kończę o trzeciej. Mogę po ciebie przyjechać.
- Wrócę autobusem. - wstałam i spakowałam drugie śniadanie do torby. Założyłam czarne conversy.- Będę późno. Pa. - wyszłam z domu. Założyłam słuchawki na uszy i puściłam swoją ulubioną playliste. Nim się obejrzałam byłam na miejscu. Nienawidziłam tego miejsca. Skoro gimnazjum to piekło, to nawet nie wiem jak nazwać liceum, do którego uczęszczam. Druga klasa liceum plastycznego. Sama nazwa jest straszna. Co dopiero szkoła. Nauczyciele są wredni. Uczniowie chamscy i nie mili. Liceum plastyczne to moje marzenie, ale nie mogę się tu odnaleźć. Weszłam do szatni. Otworzyłam szafkę. Włożyłam nie potrzebne, mi teraz, książki i zeszyty. Zamknęłam szafkę i udałam się pod klasę, w której miałam lekcje angielskiego. Usiadłam na ławce pod ścianą. Nadal słuchałam muzyki. Wyciągnęłam szkicownik i zaczęłam rysować.
- Co rysujesz, ruda? - krzyknął mi do ucha Ben. Klasowy błazen. Strącił mi słuchawki i zabrał zeszyt. Nie lubiłam gdy ktoś go oglądał. Miałam tam prywatne szkice.
- Oddaj! - krzyknęłam.
- Chwila. - powiedział. - Oglądam. - dodał. - Ej! Angie, chodź tu! - jest ktoś gorszy od Ben'a. Tak. Jego dziewczyna. Angie. Zawsze chce ze mną konkurować. Nawet w oddychaniu. Nie przegapi okazji, aby się ze mnie pośmiać.
- Co? - burkneła.
- Patrz. Nasza Rosie znów rysuje. - Angie wzięła zeszyt i wyrzuciła do śmietnika.
- Mówiłam ci ruda. To ja tu jestem ta utalentowana, a ty nie powinnaś tu trafić. - wstałam, aby patrzeć jej prosto w oczy.
- Na szczęście nie ty tu rządzisz. - rzuciłam dla swojej obrony. Spoliczkowała mnie. Nie wytrzymałam. Uderzyłam ją pięścią w twarz, aż się przewróciła.
- Oszlałaś?! - krzyknął Ben. Nagle wokół nas zbiegło się sporo ludzi. Angie leciała krew z nosa. Co ja zrobiłam. Lekko przesadziłam.
- Co tu się dzieje?! - krzyknęła pani Shount. Dyrektorka szkoły. Jest okrutna. Nie wiadomo jakim cudem ona żyje. Pogłoski mówią, że ona nie ma serca.
- Rzuciła się na mnie. Wariatka. Stałam sobie pod ścianą nikomu nie wadząc,a ta mnie uderzyła.
- Wyjaśnimy to w moim gabinecie. Idź do pielęgniarki. A ty. - popatrzyła na mnie. - chodź ze mną. - fajnie. Znów mam przesrane. A dlaczego? Bo nje mogę wytrzymać jej głupich zaczepek i docinek.
~*~
- Co się stało? - zaczęła spokojnie.
- A więc... - zaczęłam jej opowiadać wszystko co się stało między nami. W tej chwili do gabinetu weszła
Angie.
- Więc Agnie, jak to było?
- No stałam sobie oparta o ścianę,a ta wariatka się na mnie rzuciła.
- Mówi, że uderzyłaś ją pierwsza.
- Kłamie.
- Mam zobaczyć nagranie.
- Proszę. - powiedziałam. Przez pewien czas w ogóle się nie odzywałam. Angie wyglądała na spiętą. Dyrektorka włączała nagranie.
- Jak nos? - spytała w między czasie.
- Dobrze. Lekko boli. Będzie tylko siniak. - warknęła.
Pani Shount obróciła ekran w naszą stronę. Wszystkie oglądałyśmy.
- Angie. Dlaczego kłamałaś.
- Bo jej nienawidzę.
- Załatwcie to między sobą, albo dzwonię po rodziców. - nie chciałam kłopotów.
- Przepraszam. Przesadziłam. - powiedziałam wyciągając dłoń. O dziwo, przyjęła ją.
- Ja też przepraszam.
- Okay. Wszystko załatwione. Idźcie na lekcję.
Nie chciałam tam wracać. Szłam przez korytarz. Spojrzałam na kosz. Mój szkicownik ... Podbiegłam do kosza i zaczęłam szukać zeszytu. Nie ma go. On jest dla mnie bardzo ważny. Jest jak mój ilustrowany pamiętnik.
- Tego szukasz? - spytał głos za mną. Wiedziałam czyj to głos. Odwróciłam się powoli. Nie mogłam uwierzyć.
♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡
Nowe opowiadanie. :) Tym razem nie fantasy. ;))) Mam nadzieję, że się spodoba i zapraszam do czytania mojego drugiego opowiadania
http://oszukana-zablakana.blogspot.com/?m=0
oraz do opowiadania, które jest genialne ;D. Nie moje. Osoby, która komentuję każdy mój rozdział, za co jej bardzo dziękuję, bo to strasznie motywuje. ;)
http://miasto-walki.blogspot.com/?m=1 <-- czytamy ;)
Aisa ;*
poniedziałek, 13 kwietnia 2015
Rozdział I - Dzień z życia wzięty
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz